Witam wszystkich!
To, co znajdziecie poniżej nie jest rozdziałem, ale jednocześnie nie jest też tylko notką tłumaczącą moje wieczne spóźnienia.
Pochodzenie tego opowiadania jest dość ciekawe, bo wszystko zaczęło się od głupiego writing prompt, na które trafiłam przeglądając Pinteresta.
Patrzyłam na to przez chwilę, a w mojej głowie zaczęła układać się historia. Historia o Johnie i Meene. Postanowiłam ją napisać. Nie dlatego, żeby była jakaś szczególnie ambitna. Nie, prawda jest taka, że chciałam sprawdzić, czy po miesiącach pisania opowiadań o Darach Anioła, jestem jeszcze w stanie napisać romans z innymi bohaterami niż tam.
Nie wiem, czy mogę powiedzieć, że mi się udało. To pozostawię Waszej ocenie. Początkowo nie wiedziałam, co mam zrobić z tym opowiadaniem. Ale trudno, #yolo, pokazuję je Wam. Indżoj, jak to mówią.
A, jeszcze jedno. To opowiadanie AU, czyli żadnych szamanów i magii.
~*~
Dziennik
Znalazł
dziennik w pociągu. Bez podpisu, bez adresu, bez jakichkolwiek danych, które
mogłyby ułatwić mu zlokalizowanie właściciela. Tylko treść. Zapisane zgrabnym
pismem litery, układające się w historię czyjegoś życia, poczynając od maja
siedem lat temu. Siedem lat? Ile on wtedy miał, szesnaście? Tak, kończył rok
szkolny, pochłonięty myślami o czekającej go szkole wojskowej.
Pamiętał
dobrze, jak przyjechali do nich uczniowie z Kanady, na wymianę. Tyle się
działo… Nie wiedział, jakim cudem udało mu się tak dobrze zaliczyć wszystkie
egzaminy, z rozgadanym Kanadyjczykiem, który non stop trajkotał mu nad uchem po
francusku. Jak on miał na imię…? Chyba jakoś na G… Gilbert?
Nie
miał jednak czasu myśleć nad tym, co robił, kiedy właściciel lub – co bardziej
prawdopodobne – właścicielka zaczęła swój dziennik.
Teoretycznie
mógł po prostu zostawić ten gęsto zapisany zeszyt w przedziale i się nim nie
przejmować. Jednak coś nie pozwalało mu zostawić pamiętnika na pastwę losu. Nie
wiedział, jakie sekrety mogły być w nim zapisane. A kto lepiej ochroni czyjeś
tajemnice niż były żołnierz?
John
z reguły nie podróżował pociągiem. Znacznie częściej latał samolotem, jak
przystało na pilota. Uwielbiał to uczucie, kiedy wzbijał się w powietrze, a
wszystko pod nim stawało się nagle maleńkie, jakby patrzył na domki dla lalek.
Walki
w Iraku trwały nadal, ale on został oddelegowany z powrotem do kraju. Wszystko
przez wybuch miny, w którym został ciężko ranny, przez co jego prawa noga już
nigdy miała nie wrócić do pełnej sprawności. Owszem, mógł chodzić, ale kulejąc,
co nie kwalifikowało go już do brania czynnego udziału w misjach.
W
ten sposób znalazł się tutaj, w pociągu z Londynu do Oxfordu, swojego
rodzinnego miasta. Miał wrócić do domu, zobaczyć się z rodziną pierwszy raz od
trzech lat, co było dla niego jedynym pocieszeniem. Żałował, że nie mógł wrócić
do walki, jego dusza była duszą żołnierza, ale zdawał sobie sprawę, że byłby
tylko niepotrzebnym ciężarem dla swojej jednostki.
W
przedziale siedział sam, obserwując spokojnie mijany krajobraz. Wtem, coś się
wydarzyło i pociąg nagle się zatrzymał, sprawiając, że cały jego bagaż spadł mu
z półki na głowę. Kiedy zbierał swoje rzeczy, znalazł wśród nich czyjś
dziennik. I wystarczyło mu jedno spojrzenie na stronę tytułową, by mógł powziąć
decyzję: odnajdzie osobę, która go napisała i wręczy jej zgubę.
To
postawiło go w dość niekomfortowej sytuacji. Aby znaleźć właściciela, musiał
czegoś się o nim dowiedzieć. To z kolei oznaczało przeczytanie spisanej
historii. A John – jak przystało na brytyjskiego dżentelmena – nie miał w
zwyczaju czytać czyichś najskrytszych myśli. Westchnął. Bycie bohaterem czasem
wymagało poświęceń.
~*~
Środa, 17 maja 2000r.
Pani Coudart kazała nam zacząć pisać
dziennik po angielsku, żebyśmy mogli „szlifować nasze umiejętności”. Nie to, że
uważam to za zły pomysł, ale jakoś… Nie potrafię pisać dzienników. Pewnie ten
zeszyt tylko z nazwy będzie dziennikiem, a wpisy będą się tu pojawiać co
kilkanaście dni, jeśli w ogóle. Cóż, to chyba tyle na dzisiaj. Nie jestem dobra
w pisaniu...
Poniedziałek, 22 maja 2000r.
Dzisiaj po raz pierwszy w życiu leciałam
samolotem! :D To było niezwykłe! Ogromnie cieszę się, że mogłam siedzieć przy
oknie. Szkoda tylko, że Cathy źle się poczuła :( Do Anglii przylecieliśmy
późnym wieczorem. To trochę dziwne, zwłaszcza, że lecieliśmy siedem godzin, a
wyruszaliśmy, kiedy u nas było jeszcze rano. Pani Coudart twierdzi, że mamy
jet-lag przez zmianę strefy czasowej czy coś takiego…
Całe szczęście, że śpimy u takiej miłej
rodziny. Wszyscy są sympatyczni i zrobili nam na obiad tradycyjną rybę z
frytkami. Nie jest tak źle, jak mówił Jacob. Jak wrócę, to mu to powiem!
Kończę, bo jest już późno i chce mi się spać.
Piątek, 26 maja 2000r.
Czas leci tak
szybko! Mam wrażenie jakbyśmy byli tu od wczoraj, a już prawie minęła połowa
pobytu! Dzisiaj Cathy skończyła czternaście lat i świętowaliśmy razem z naszymi
gospodarzami. Było super! :D Zabrali nas do Londynu na wycieczkę i
przejechaliśmy się London Eye! Byliśmy też w muzeum figur woskowych i mam
zdjęcie z Elvisem i Marylin Monrou (tak się to pisze?) Niestety, był też z nami
Gally…
~*~
John
westchnął, zamykając dziennik i zaznaczając palcem miejsce, gdzie skończył.
Jakoś niezbyt uśmiechało mu się czytanie wyznań czternastolatki. W dodatku
wspomniany przez nią chłopak miał na imię tak samo jak Kanadyjczyk, którego
gościł podczas pamiętnej wymiany. Nie pamiętał go dobrze. Jedyne, co utknęło mu
w pamięci do jego niezamykające się usta i piskliwy głos. Cóż, dzięki niemu
nauczył się przynajmniej pięciu sposobów, by po francusku kazać komuś się
zamknąć.
Spojrzał
na zegarek. Wciąż pozostawało mu jakieś pół godziny drogi. Za oknem słońce
wciąż znajdowało się wysoko na niebie. Mijali właśnie jakąś wioskę, gdzieś w
oddali pasły się spokojnie krowy, niedaleko rósł gęsty las. W Iraku brakowało
mu takich widoków. Otaczał go głównie piasek i żwir. Wszystko zdawało się takie
wyblakłe. Ciepła zieleń angielskich krajobrazów przypominała mu tylko, jak
bardzo tęsknił za domem.
Miał go
zobaczyć już niedługo. Jeszcze tylko pół godziny. Nie widząc lepszej opcji
spędzenia pozostałego mu czasu, przeskoczył kilkanaście stron i wrócił do
lektury.
~*~
Piątek, 22 grudnia 2000r.
Dostałam dzisiaj
kartkę świąteczną od Becky. Ponoć u nich nie spadł w ogóle śnieg. Współczuję
im, nie wyobrażam sobie Świąt bez śniegu. Becky opisywała mi swoje liceum. Jest
bardzo zadowolona, ale tęskni za przyjaciółmi z poprzedniej szkoły. Niektórzy
wyjechali do innych miast i w ogóle nie utrzymują kontaktu :( Szkoda, mam
nadzieję, że z moimi znajomymi tak nie będzie.
Napisała mi też o
tym chłopaku, którego widziałam w mundurze podczas wymiany. Poszedł do szkoły
wojskowej. Ech… Cóż, to pamiętnik, nikt nie będzie go czytał, zwłaszcza, że
jest napisany po angielsku… Chyba mogę tu napisać… To beznadziejne! ;( Wstydzę
się przed własnym pamiętnikiem! No dobra, ten chłopak był strasznie przystojny.
I sympatyczny. Kilka razy widziałam jak rozmawiał z osobami z naszej grupy. Do
teraz żałuję, że nie odważyłam się do niego podejść… Ale nic na to nie poradzę.
Mówi się trudno, prawda?
~*~
John spoglądał
na dziennik z zaskoczeniem. Coś zaczynało mu się nie podobać. Jedna dziewczyna
z jego klasy nazywała się Becky i gościła u siebie dwie dziewczyny… Ale to
musiał być zbieg okoliczności. Przecież nie o nim pisałaby tajemnicza
właścicielka dziennika, prawda? Nawet jeśli on jako jedyny z osób biorących
udział w wymianie poszedł do szkoły wojskowej i gościł u siebie chłopaka o
imieniu Gally…
Przeskoczył
kolejne kilka stron, czytając fragmenty na chybił-trafił. Z czasem dało się
zauważyć, jak styl pisania dziewczynki stawał się coraz dojrzalszy. W ciągu
następnych czterech lat zmieniały się tematy wpisów; pod koniec 2004 roku widać
było rozmiękczone plamy na papierze, prawdopodobnie od łez.
John
nigdy nie był osobą, która łatwo poddawała się emocjom. Jednak wczytując się w
historię dziewczyny z pamiętnika, czuł, jak ciężko musiało jej być w niektórych
sytuacjach.
Czytał
o chorobie ojca, o momentach, kiedy wydawało jej się, że to już koniec. Czytał
o rosnącej nadziei na jego uzdrowienie i nagłej, niespodziewanej śmierci. Potem
nastąpiła przerwa, na ponad trzy miesiące. Kolejny wpis był krótki, mówił o
tym, że dziewczyna postanowiła zostać wolontariuszką. Znów nastąpiła przerwa,
tym razem już roczna. Dwudziestoletnia pisarka w kwietniu 2006 roku postanawia
złożyć aplikację na studia w Oxfordzie. Niedługo później pojawiła się krótka
notka, że została przyjęta na archeologię.
~*~
Środa, 20 września 2006r.
Przeczytałam
dzisiaj początek swojego dziennika. Nawet zapomniałam, że pisałam go jako
zadanie domowe. Jak teraz pomyślę, jaką byłam szaloną, naiwną dziewczynką…
A może nadal nią
jestem? W końcu czy nie trzeba być szalonym, żeby składać papiery na Oxford i
liczyć, że się tam dostanie?
Jestem w Anglii od
dwóch dni, rodzina, u której wynajmuję pokój jest bardzo sympatyczna.
Przypomina mi się wymiana, na której byliśmy kilka lat temu. Liczyłam, że
spotkam tu może Becky, ale ona studiuje w Cambridge i jak na razie nie
złapałyśmy kontaktu. Innych ludzi już nawet nie pamiętam, czego bardzo żałuję.
Zastanawiam się,
jak wyglądał tamten przystojny chłopak w mundurze, którym zachwycałam się sześć
lat temu… Nie wiem dlaczego, ale jego wygląd wyleciał mi z głowy. Szkoda...
~*~
Kolejne
wpisy opowiadały o życiu na uczelni. Dziewczyna coraz częściej pisała o swoich
emocjach, wyrażała opinie i nie skupiała się zbytnio na codziennych sprawach.
Nie podała swojego imienia, nie wspominając o adresie.
Niektóre
wpisy wydawały się Johnowi nieco dziwne. Właścicielka pamiętnika najwyraźniej
wstydziła się o czymś napisać, co jakiś czas tylko rysując serduszka wokół
swojego tekstu. W takich momentach treść była dość chaotyczna i żołnierz
przypuszczał, że dziewczyna musiała się zakochać.
Z
jakiegoś powodu mu się to nie podobało. Nie chciał, żeby tajemnicza pisarka
miała chłopaka. Czytając jej myśli, wywody, czuł się z nią coraz bardziej
związany. Mógł niemalże powiedzieć, że zna ją lepiej niż ktokolwiek inny, a
jednocześnie brakowało mu najbardziej podstawowych faktów. Chciał poznać ją
osobiście. Jeszcze bardziej niż wcześniej, zapragnął znaleźć właścicielkę dziennika.
I powiedzieć jej…
No
właśnie, co miał jej powiedzieć? „Hej, jestem John. Znalazłem w pociągu twój
pamiętnik i go przeczytałem. Wyjdziesz za mnie?” Ostatnie zdanie zaskoczyła nawet jego samego. Przecież… nie mógł
się zakochać? W życiu nie widział tej dziewczyny, nie wspominając już o tym, że
od znalezienia przez niego pamiętnika minęło może półtorej godziny.
Potrząsnął
głową, chcąc pozbyć się dziwnych myśli. Za oknem pojawił się znajomy mu
krajobraz, co oznaczało, że lada chwila znajdzie się na peronie. Miał czas może
na jeden wpis, nie więcej. Zdecydował się przerzucić na ostatnią zapisaną
stronę. Zdziwił się trochę, widząc, że ostatni wpis pojawił się w dzienniku
zaledwie trzy dni wcześniej.
~*~
Piątek, 20 lipca 2007r.
Wracam właśnie z
Londynu. Kocham to miasto, jest tak inne od wszystkich, które zwiedziłam do tej
pory. Jego wielokulturowość, ten wszechogarniający tłum, te spaliny… No dobrze,
może jednak nie kocham go aż tak. Ale uwielbiam przyjeżdżać do Londynu na
wakacje.
Nie mogę uwierzyć,
że pierwszy rok studiów już za mną! Nie powiem, miałam sporo pracy, ale nie
żałuję. Na moim kierunku jest wiele wspaniałych osób i kilka z nich mogłabym
nawet nazwać przyjaciółmi.
Trish zadzwoniła
do mnie dzisiaj i powiedziała, że jej syn wraca z misji w Iraku.
~*~
John
musiał przeczytać to zdanie kilka razy, zanim dotarł do niego sens. Trish… Znaczy Patricia? To było imię
jego matki. Owszem, w listach do niego wspominała, że goszczą u siebie jakąś
studentkę, ale przecież nie istnieją aż takie zbiegi okoliczności?
Dalsza
część wpisu szokowała go jeszcze bardziej.
~*~
Trish
zadzwoniła do mnie dzisiaj i powiedziała, że jej syn wraca z misji w Iraku. Ja…
nie wiem, co teraz zrobić. Spalę się tam ze wstydu! Mogłam zrezygnować z tego
lokum, kiedy zdałam sobie sprawę, że moim tajemniczym chłopakiem w mundurze
jest John. Do teraz pamiętam moment, kiedy pokazała mi jego zdjęcie.
On… jest jeszcze
przystojniejszy niż wtedy. Trish dała mi również do przeczytania kilka jego
listów i mam wrażenie, jakbym znała go od zawsze. Coś w sposobie, w jaki pisze,
w jego słowach… Ja… wiem, że to głupie, idiotyczne i… Nie powinnam tego tu
pisać. Ale chyba się zakocha-
Och, ktoś chce
wejść do mojego przedziału. Lepiej będę kończyć.
~*~
Dawniej,
gdyby ktoś spytał Johna czy wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia, stwierdziłby
bez wahania, że nie. Nieco inaczej sprawa miałaby się jednak z pytaniem o
miłość od pierwszej… no cóż, litery.
Kiedy
przybył do domu, drzwi otworzyła mu niewysoka dziewczyna o blond włosach i
oczach zielonych jak świeża trawa. Była śliczna, nie mógł temu zaprzeczyć. Spojrzała
na niego z zaskoczeniem, a na jej twarzy pojawił się rumieniec, kiedy szybko
odwróciła się, by wpuścić go do środka.
- Cz-cześć, j-ja jestem Meene i
wynajmuję tutaj pokój… - powiedziała, wyraźnie zdenerwowana.
John
nie wszedł do środka, tylko wyciągnął z plecaka dziennik, podając go jej. Dziewczyna
od razu rozpoznała swój zeszyt; jej oczy rozszerzyły się z wdzięczności i
przerażenia, o ile te emocje mogą iść ze sobą w parze.
- To twoje, prawda? – spytał ostrożnie
żołnierz. – Ja… przepraszam cię bardzo,
ale przeczytałem go i domyśliłem się… - Nagle poczuł się strasznie niezręcznie,
że przeczytał treść pamiętnika. Co on sobie myślał!
Meene,
o ile to możliwe, zaczerwieniła się jeszcze bardziej i przycisnęła odzyskaną
własność do piersi.
- P-przeczytałeś?
Żołnierz
zamknął oczy i wziął głęboki oddech. „Jesteś facetem, John, ogarnij się!” –
zbeształ się w myślach.
- Tak, przeczytałem, ponieważ
chciałem dowiedzieć się czegoś o osobie, która go napisała, bym mógł ją
odnaleźć i go oddać.
- Pewnie uważasz mnie teraz za
jakąś niezrównoważoną osobę… Obiecuję, że nie zrobię nic, co mogłoby być dla
ciebie niekomfortowe…
- Meene, tak? – przerwał jej
John, a ona podniosła na niego spojrzenie. Była malutka w porównaniu do
postawnego żołnierza, co tylko dodawało jej uroku. – Nie dałaś mi skończyć.
Przeczytałem ten dziennik. Nie w całości, fragmentami, ale praktycznie od
początku czułem, że muszę dowiedzieć się czegoś więcej o osobie, która go
napisała. Już nie dlatego, żeby ten dziennik oddać, ale po to, by móc na żywo
poznać tak fascynującą i niezwykłą osobę. Teraz to pewnie ty uznasz mnie za
wariata, ale z każdym kolejnym wpisem, każdym słowem zapisanym tym starannym
pismem, zdawałem sobie sprawę, że się zakochuję. Zakochuję się w dziewczynie z
pamiętnika. I teraz ta dziewczyna stoi tuż przede mną, piękniejsza niż
kiedykolwiek mógłbym sobie wyobrazić i obiecuje mi, że nie zrobi nic
niekomfortowego dla mnie w tym samym czasie, kiedy ja mam ochotę porwać ją w
ramiona i wyznać, że się w niej zakochałem.
Kiedy
skończył swój krótki monolog, nastąpiła między nimi niezręczna cisza. Bał się
spojrzeć na dziewczynę, nie wiedząc, jakie emocje zastanie na jej twarzy.
Zażenowanie? Strach? Obrzydzenie? Świat wokół zdawał się zatrzymywać, sekundy
ciągnęły się niczym godziny.
Ciszę
przerwała w końcu Meene, pytając cicho:
- To dlaczego tego nie zrobisz?
John
skierował wzrok na stojącą przed nim Kanadyjkę, która uśmiechała się lekko, z
wyraźnym rumieńcem na policzkach. Nie czekając na nic, zrzucił plecak na ziemię
i porwał ją w ramiona, okręcając wokół siebie. Meene zaśmiała się i objęła go
ramionami wokół szyi.
Kiedy
postawił ją na ziemi, oboje popatrzyli sobie w oczy, a ich spojrzenia pełne
były nadziei na wspólną przyszłość. Na wspólne zapisanie kolejnych stron
wielkiej księgi życia.
W
korytarzu, za plecami Meene stała pani Denbat, z niedowierzaniem wpatrując się
w stojącą w drzwiach parę.
- Coś mnie ominęło?
~*~
Sobota, 9 sierpnia 2008r.
To już ostatnia
strona w moim dzienniku. Ciężko mi opisać jak bardzo cieszę się, że przypada
akurat na taki dzień jak dzisiejszy. Dzień mojego ślubu.
Siedzę właśnie w
swojej sypialni, moja mama wejdzie tu lada chwila, żeby pomóc mi ubrać suknię.
Nadal w to nie wierzę… To jak jakaś bajka. W tym momencie czuję się jak
księżniczka, która odnalazła swojego rycerza. No, właściwie to żołnierza.
To niezwykłe, jak
losy ludzi plączą się ze sobą. Kto by pomyślał, że zakocham się w żołnierzu
przebywającym w Iraku, tylko czytając jego listy? I kto by przypuszczał, że ten
żołnierz znajdzie w pociągu mój dziennik? Kto by pomyślał, że ten właśnie
żołnierz nie uzna autorki dziennika za wariatkę, a poprosi ją o rękę?
Zaprosiłam na ślub
panią Coudart. Wiem, że w szkole niezbyt za nią przepadałam, jednak gdyby nie zadanie,
która nam zadała, nigdy nie poznałabym Johna. Ogromnie się cieszę, że zechciała
przyjechać. Planujemy z Johnem specjalne podziękowanie dla niej w trakcie
wesela. Ale nie będę go tu opisywać. Na komodzie czeka już na mnie nowy zeszyt.
Zamykam więc ten
rozdział mojego życia i otwieram następny. Jednak tym razem, historię będziemy
spisywać we dwoje.
~*~
I co o tym sądzicie? Nadaję się do pisania krótszych opowiadań?
Zostawcie proszę swoje opinie w komentarzach :)
A jeśli chodzi o rozdział na Two Souls Asakura, to nie wiem kiedy się pojawi. Najpierw muszę jeszcze napisać inny, na opowiadanie o Darach Anioła, które publikuję na ff.net. Z góry dzięki za wyrozumiałość ;)
Buziaki, Yohao :*